Może z zewnątrz tego nie widać, ale cały czas chodzę i się spinam. Czuję, że wszystko co robię muszę robić jak najlepiej. Jak popełniam jakiś błąd, od razu zaczynam wściekać się i rozmyślać o tym, co źle zrobiłem i jak tego unikać na przyszłość. Wciąż mam w sobie poczucie, że muszę się starać, rozwijać, kształtować rzeczywistość tak, jak sobie ją zaplanuję. Ciągle się szkolę i dobieram swoje aktywności tak, żeby to co robię dawało mi poczucie, że idę do przodu. Nawet jeżeli inni uważają, że marnuję czas, to dla mnie musi być to wartościowe i potrzebne. Wewnątrz mnie ciągle tkwi gdzieś przymus stawania się coraz lepszym i paniczny strach przed tym, że zmarnuję życie i na starość stanę się zgorzkniałym facetem, który bez przerwy narzeka. Prawda jest taka, że moje wkładanie wysiłku we wszystko co robię wcale nie jest to obligatoryjne. Nic nie muszę. Kto powiedział, że wszystko co napiszę musi być przemyślane, z drugim dnem albo ważnym przemyśleniem. Prawda jest taka, że jak uznam, że chcę zacząć żyć na luzie i robić co mi się żywnie podoba, to kto mi zabroni. Na dłuższą metę nie potrzebuję nawet oddychać. To, że bym umarł jest pewną niedogodnością. Jasne, zgadzam się, ale z drugiej strony... Bez przesady. Jakbym nastawił się na to, że jestem pogniewany z powietrzem, to mogę siąść obrażony i przestać korzystać z przemywania płuc mieszanką tlenu, azotu, dwutlenku węgla, gazów szlachetnych i smogu. Mógłbym, ale nie robię tego, bo po krótkim przemyśleniu oddychanie daje mi na ten moment więcej korzyści niż śmierć. Tak samo mógłbym się też zatracić w słodkim lenistwie. Leżeć, nie robić nic i tylko chłonąć kolejne książki, filmy, gry i seriale, ale... kolejny raz, ostatecznie to również nie sprawiłoby, że byłbym szczęśliwym człowiekiem. Bo czasem trzeba się przemóc, odmówić sobie przyjemności i mieć z tyłu głowy, że to co ważne, upragniona nagroda przyjdzie później. Prawdopodobnie w sposób niezauważalny, jako krótki przebłysk. Jedna myśl po parunastu latach, coś w stylu "właśnie na to tyle czekałem, w końcu jest tak jak być powinno" . Kwestia tego, żeby znaleźć równowagę pomiędzy tym, co przyjemne, a tym, co niezbędne. Przez większość czasu próby znalezienia tej równowagi kończą się dla mnie tym, że nie robię nic. Wyciągam nogi, zakładam ręce za głowę i siedzę bezczynnie, dla kontrastu rozmyślając o tym, czego to nie powinienem teraz tworzyć. Ale wiem, że nie mogę tak wiecznie robić. Trzeba też czasem działać, a nie tylko myśleć. Bez wysiłku nic samo z siebie nie przyjdzie, ale musi on dawać na koniec dnia coś więcej niż tylko zmęczenie. Dlatego siedzę i piszę, choć dzisiaj już padam na twarz. Piszę, bo czas, który na to przeznaczam jednocześnie daje mi zadowolenie i rozwija mój warsztat pisarski, daje możliwość podzielenia się cząstką siebie z innymi ludźmi. Umożliwia mi spojrzenie na siebie z boku, żeby samemu coś zmienić i może podarować również i innym moment rozrywki lub iskrę motywującą do pracy nad tym, żeby usiąść, zastanowić się, a potem jutro stać się kimś więcej niż sobą z dzisiaj. Dlatego pamiętaj: Nic nie musisz. Jeżeli uznasz, że to co robisz jest potrzebne do tego, żeby rozwijać się, funkcjonować i umożliwi Ci robienie tego, co kochasz, to rób to. A jeżeli nie, to co Cię trzyma? Jeśli tylko chcesz i będziesz w się w tym spełniać, możesz się zająć choćby i hodowlą jedwabników. Nie jest kwestią to, co musisz. Kwestią jest to, kim chcesz się stać i co według Ciebie jest niezbędne do tego, żeby to osiągnąć.
Na koniec przedstawię wam jeszcze moje duchowe zwierzę:
Dziękuję, dobranoc.
Na koniec przedstawię wam jeszcze moje duchowe zwierzę:
Dziękuję, dobranoc.
Komentarze
Prześlij komentarz