Przejdź do głównej zawartości

Ukryty pod maską nihilizmu

Jeżeli miałbym powiedzieć, o czym najłatwiej mi się pisze, to chyba o tym jak to wszystko nie ma sensu. Gen narzekania mam we krwi, cóż poradzę. Sens nie istnieje. Nie ma po co się starać, zawsze znajdzie się ktoś, kto butem ściągnie cię twarzą prosto w błoto. Nie wystawaj poza szereg, nie wyróżniaj się, bo zaraz ktoś cię ośmieszy albo w skrytości ducha znienawidzi. Nie istnieje wyższa wartość, która z góry nie byłaby skazana na porażkę. Dajcie mi jakikolwiek temat, a zaraz to zaneguję, nawet jeśli w coś wierzę. Nauka? Nuda, trzeba wytężać umysł. Nie po to się rodziliśmy, żeby się teraz zamęczać. Co więcej, prawie nikt w praktyce nie powtarza trzykrotnie badań, a statystycznie można wyliczyć co tylko się chce. Doświadczenia robione do czasu, aż wyniki potwierdzą postawioną na początku hipotezę. Nie wyszło? No to powtarzaj, choćby piętnaście razy, a jak wyjdzie co trzeba ten jeden, jedyny raz, to pokażemy publice jak nasze piękne wyniki pokrywają się z założeniami projektu. Religia? Opium dla mas. Każda wyrosła na prochach swoich poprzedniczek, a poza tym posiadanie wiary jest w naszych czasach skostniałe i nienowoczesne. Ciągle słuchanie tych samych sloganów nie sprawi, że staniesz się lepszym człowiekiem. Trzeba podjąć wysiłek, a pojęcie "ból uszlachetnia" to tylko dwa puste słowa, jakich dzisiaj wiele w słowniku. Ateizm? Dajcie spokój, brak wiary pozbawia ludzi komfortu psychicznego, którym w dzisiejszych czasach nie można za bardzo szafować. Należy też pamiętać o słowach Pratchett'a, że bogom zdarza się uszkodzić czasem niejedną szybę w oknach ateistów. Nie duchowość, to może rozwój fizyczny? A w życiu... Sportowcy to czyste zaprzeczenie zdrowia. Niszczą swoje stawy, chronicznie przeciążają organizm, a jak człowiek nie ćwiczy intensywnie, to w umysł wkrada się okropna nuda. Podstawowy przykład - kulturystyka. Sylwetki przypominające w większości betonowe kloce, góry mięsa wyćwiczone na cypionianach testosteronu, trembolonach i cholera wie czym jeszcze. Treningi po minimum cztery godziny dziennie, diety wyliczone co do miligrama każdego z makroskładników, góra suplementów i wtedy dopiero (może) będziesz mógł znajdować się gdzieś na szarym końcu stawki ludzi ze stawami, które zużyją się szybciej kupiona dzisiaj pasta do zębów. Brak ruchu? Zanim się obejrzysz zaprowadzi cię do braku dyscypliny i otyłości. Otyłość także jest przewalona. Ciągłe zmęczenie, szalejąca gospodarka hormonalna, nie mówiąc już o obciążeniu psychicznym, bo w końcu każdy jest zainteresowany głownie tym, jak wyglądasz, a nie, czy ci tam w środku czasem dusza nie gnije. Człowiek musi być w ruchu, a siedzenie na krześle przez ponad osiem godzin dziennie nie pomaga wcale lepiej pracować. No dobrze, w takim razie co ma sens? Tak jak mówiłem: Nic. Jesteśmy jak ludzie, którzy w ciężkich betonowych butach próbują utrzymać się na powierzchni jeziora, walcząc o każdy oddech, byle tylko jakoś przedłużyć sobie o parę chwil tę naszą męczarnię, jaką nazywamy życiem. Po co to robić, skoro tak naprawdę nikt nie zrozumie tak skomplikowanej maszyny, jaką jest człowiek? Krążymy wokół innych jak sępy nad padliną, obojętni na drugą osobę, jakby nie istniała, przynajmniej do czasu, aż ostatecznie padnie bez sił na ziemię. Wtedy pochylamy się nad nią załamując ręce, dziwiąc się i smucąc, jak taka wspaniała osoba mogła przeminąć. Jako ludzkość jesteśmy już totalnie zdegenerowani. Otwieramy się tylko wtedy, kiedy jest to nam potrzebne do zaspokojenia ego, podtrzymania status quo. Zapatrzeni w siebie, mijamy ludzi nawet ich nie zauważając. Patrzenie obcej osobie w oczy jest teraz czynnością zakazaną. Mimo wszystko rób to śmiało,  większość tego i tak nie zauważy. Każdy zatopiony w swoim świecie, nieświadomy tego, że obok niego przepływają leniwie pasma tej samej rzeczywistości, w której się znajduje. Aż się nie chce wierzyć,  że to nadal to samo uniwersum. Obok siebie, a jednak osobno. Chodzące organiczne androidy, przelatujące większą część życia na autopilocie. Włączamy tryb robota i do widzenia. Ciało coś robi, ale mnie tu nie ma. Byleby tkwić w tym, co dobrze się zna. Unikać nowości, bo potrzeba nauczenia się czegoś generuje wysiłek, nikomu niepotrzebne problemy, których nie można ominąć w niezauważalny sposób. Spotkania większej grupy humanoidów to idealny pokaz siły. Trzeba się pochwalić, pooceniać. Zobaczyć jak się komuś powodzi, jak wygląda i czy dostatecznie mocno pręży się przed zgromadzonym kolektywem. Tańcz dla nas, zabawiaj nas. Nie możesz być zbyt cichy, bo to okropnie niegrzeczne. Nie odzywasz się za dużo? Nie szanujesz swoich rozmówców! A może nie masz nic do powiedzenia, bo jesteś nudną osobą? Jak to, nie chcesz opowiadać nam na temat nowych ubrań, mieszkań, samochodów, polityki? Uprawianie small talku jest rzeczą niezbędną do podtrzymania relacji. Bez tego nie da się żyć. Więc gadaj, gadaj, coraz więcej i szybciej, prostymi słowami, bo takie łatwiej zlewają się w papkę, którą świetnie można zrozumieć, ale treści w niej tyle, ile ludzi na Jowiszu. Nihil novi sub sole. Wszystko zostało już powiedziane. Jesteśmy już tylko odtwórcami ról w tym marnym filmie klasy B o nazwie Ziemia, do którego ktoś dawno temu zgubił scenariusz.
Ale dlaczego to krytykuje, skoro też i ja sam taki jestem? Dla przypomnienia, że łatwiej jest narzekać niż samemu coś zmienić. Zamknąć się w sobie i odciąć od świata. Nie podejmować współpracy. Żeby pamiętać, że łatwiej nie znaczy lepiej. "Łatwiej" to często prosta droga, szkoda tylko, że wiedzie prosto w dół, kiedy pragniemy zdobywać szczyty. Dlatego trzeba zacisnąć pięści i z wymuszonym uśmiechem na twarzy iść w tym szeregu, do którego po części sami się wtłoczyliśmy, zastanawiając się,  jak można się z niego wyrwać, a gdy wyda nam się,  że znamy odpowiedź, zatrzymać się i skręcić w bok, w odnogę, która bardziej nam pasuje. A potem maszerować dalej, z nadzieją, że kolejny szereg, w którym się znaleźliśmy cokolwiek zmieni i kontynuować ten schemat, aż pozostaniemy sami na szlaku, bo każdy ma tylko jedną prawdziwą drogę. Mam nadzieję, że każdy z nas kiedyś ją znajdzie. A póki co, maszerujmy. Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa...

Komentarze

  1. Ludzie z podobnym podejściej jak Ty czy ja powinni pracować i rozwijać się razem, problem polega na tym, że ciężko jest znaleźć w XXI wieku miejsce gdzie ktoś zaakceptuje Twoją szczerość, a co mówić ww. podejście do relacji między ludźmi ;) Liczę na to, że przyjdzie dzień w którym będzie to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dużej mierze zależy też od nas, czy przyjdzie taki dzień. Ja osobiście wierzę, że tak, kwestia tego, że trzeba robić swoje niezależnie od okoliczności. Nie jest to łatwe, bo środowisko potrafi bardzo łatwo nas ukształtować, ale ostatecznie te najtrudniejsze do osiągnięcia rzeczy dają potem największą satysfakcję :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cisza

Rozpraszam się. Rozmywam w oceanie zmysłów. Tulony przez ciszę. Próbuję odnaleźć siebie w istnieniu. Bo jeśli to nie Ja, ja nie jestem sobą, czy nikim się staję? Być nikim, jakież to podłe określenie. Odważnym, bezczelnym się lepiej tu żyje. Lecz paradoksalnie to w ciszy jest siła. Cisza potrafi kark ugiąć, duch złamać. Elektryzuje, przeraża i wciąga. W ciszy udaje się przejrzeć zasłonę Co w pustce schowana, porusza coś w duszy. To za nią jest światło.  To za nią trwa burza. Wieczna, elektryczna. Z oddali ją widać. Wyładowania i błyski, jak sztuczne ognie rozpalone o północy w Nowy Rok.  Zbliża się zmiana.  Już czuć, jak pachnie świeżością. Brand new. Wsiadaj i jedź. Siedzę na klifie, na granicy umysłu i patrzę się w pustkę. Fale nieświadomości tłoczą się leniwie, mimowolnie wyznaczając granicę pomiędzy tym, co znane, a tym, czego poznać nie sposób.  Wstaję. Chwiejnym krokiem cofam się powoli. Podchodzę do drzwi. Wyciągam rękę,...

W którą stronę siejesz wiatr?

Jedno pytanie, nad którym myślę, że warto się zastanowić:  W którą stronę siejesz wiatr?  Właśnie z tej strony powróci do Ciebie burza.  Zastanów się dobrze, gdzie kierujesz swoją uwagę, Na co wykorzystujesz swoją energię.

Karuzela strachu

 Najpierw okropnie się boisz. Potem bierzesz głęboki wdech. Witasz się z lękiem, opanowujesz Wyciągasz swą rękę i oswajasz nieco.  Nawet się uśmiechasz, choć trochę półgębkiem, Nieśmiało tak jakoś, na wspomnienie przeżyć,  Co z przeszłości wzięte witają cię w progu.  A potem znów jazda, bo zataczasz koło.  Musisz się nauczyć czyszczenia historii. Jak tego nie zrobisz, to skończysz jak derwisz. Wirując jak Wszechświat,  Strachem pochłonięty.