Przejdź do głównej zawartości

Nowy rok, stary ja

 No i stało się. Kolejny raz Ziemia okrążyła Słońce. Pozmieniało się trochę, nie ma co ukrywać. Cieszę się ogromnie, że postanowiłem dotrzymać swoich noworocznych postanowień. Tym razem postanowiłem przełożyć jakość nad ilość, co niewątpliwie przyczyniło się do tego małego sukcesu. 

Piszę to po to, żeby ktoś z Was również mógł zmienić coś w swoim życiu. Coś, czego w sobie nie lubi, co mu wadzi i przeszkadza. Zamiast kolejny rok zaczynać biegać, przechodzić na dietę, czy iść na siłownię w styczniu, by potem odpuścić zanim nadejdzie luty, możecie zmienić swoje życie diametralnie, naginając na swoje potrzeby własną wolę. Płynąć na fali zmian, które i tak zachodzą w moim ostatnio dosyć burzliwym życiu wewnętrznym, wziąłem na barki dwa postanowienia. 

Po pierwsze, nie piłem alkoholu przez cały rok 2020. Było to niewątpliwie ciekawe przeżycie. Międzynarodowy dzień kaca, jak nazywają niektórzy Nowy Rok, minął mi tak nieprzyjemnie, że postanowiłem wysiąść z tego wagonika i nie wlewać niczego procentowego do gardła do czasu kolejnego Sylwestra. Myślę, że podjąłem dobrą decyzję i zdecydowanie jeszcze nieraz będę powtarzał podobne eksperymenty. Zamknięcie zapadki w moim umyśle, które nastąpiło w moment po podjęciu decyzji o chwilowej abstynencji ułatwiło mi życie, kiedy nadeszła pandemia. Całe szczęście, dzięki temu nawet przez chwilę nie poczułem chęci do poprawiania sobie humoru alkoholem. Byłem produktywny jak nigdy, myślałem szybko, stresowałem się o wiele mniej, wypoczywałem ile się dało. W mediach panika, na twarzach maski, pozamykane lokale, a ja czuję się, jakby nie dotyczyło mnie to jakoś bardzo. Od dawna nie czułem wybitnej potrzeby do tego, żeby się socjalizować. Wystarcza mi to, że mogę się spotkać z narzeczoną, rodziną i współpracownikami, a przy okazji pogadać przez internet z przyjacielem, jednym czy drugim. Poza ogromną ilością pracy, z jaką przyszło mi się zmierzyć w gorących okresach działalności Medycznego Laboratorium Diagnostycznego w RCNT w Podzamczu, tak naprawdę nie odczułem jakichś wielkich zmian. Brak alkoholu tylko mi w tym pomagał.  

Po drugie, przeczytałem "Lód" i "Bastion". Dwie pokaźnych rozmiarów książki, które łącznie zawierają ponad 2200 stron tekstu. Bardzo dobre, swoją drogą. "Lód", autorstwa Jacka Dukaja jest powieścią historiozoficzną, w której przemyślenia na temat "zamrażania historii" stanowią dużą część ogromnej całości. Walczyłem z tą książką od parunastu lat. Dorwałem ją w Empiku w Warszawie, kiedy odwiedzałem rodzinę. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem tę książkę, od razu pojawiła się we mnie potrzeba przeczytania tej małej cegły. Alternatywna historia, nazwiska w opisie, takie jak Piłsudski, Tesla i Rasputin? Kryminał z nauką w tle? Jakie to musi być super! Wybłagałem babcię, żeby kupiła mi "Lód", a parę godzin później leżałem, zaczytując się w przygodach Gierosławskiego, który... Gada coś o ojcu w urzędzie, a potem jedzie i jedzie pociągiem transsyberyjskim, uczestnicząc w podróży, która nie ma końca. Zostawiłem tę książkę, zmęczony trudnymi zdaniami i składnią, która nie wydawała mi się równie fascynująca jak opis znajdujący się na tylnej okładce. Wracałem do dzieła Dukaja jeszcze wiele razy, za każdym razem kończąc na stronie numer 245. Nie wiem, co magicznego jest w tej stronie, że nie mogłem przez nią przebrnąć przez ponad dekadę, ale serio, za każdym razem zostawiałem tę książkę docierając do tego konkretnego momentu. W tym roku jednak w końcu udało mi się ją przeczytać. Postanowiłem sobie, że choćby się waliło i paliło, uda mi się przeczytać całość, od początku do końca. Wziąłem więc ze sobą całą motywację, jaką miałem w sobie i... zamarzło (mrugnięcie okiem do osób znających fabułę). Serio, jestem zachwycony. Dawno nie czytałem nic podobnego. Treść, która męczy, odrzuca, wykręca ci umysł na prawo i lewo, a jeśli zmusisz się do tego, żeby jakoś przez nią przebrnąć, przeklinając przy tym pod nosem i zostawiając ją czasem na parę tygodni, wynagradza zupełnie innym spojrzeniem na rzeczywistość, która nas otacza. Zdecydowanie nie jest to książka dla wszystkich, ale uważam, że warto ją przeczytać. Tak jak reszta Wielkich Książek (niekoniecznie z powodu rozmiarów), lektura nadaje życiu dodatkowej warstwy, a czy nie o to w końcu chodzi w czytaniu? 

Kolejna książka to "Bastion" Stevena Kinga, którą dostałem od Karoliny. Umieszczam ją jako drugą, mimo tego, że tak naprawdę skończyłem ją zanim przeczytałem "Lód". Tą bowiem łyknąłem dość szybko, a spora ilość stron była atutem. Tak samo jak twarda oprawa, bo książka przeżyła bliskie spotkanie trzeciego stopnia z psem, który zeżarł mi pierwszą stronę (na szczęście pustą) i wymemlał okładkę, która nabrała nowego sznytu, zmodyfikowana o niewielkie dziury po zębach. Przy lekturze "Bastionu" czułem się trochę, jakbym oglądał serial, zżywając się z bohaterami, którzy próbują radzić sobie jakoś w świecie, w którym pandemia grypy zmasakrowała ludzkość, pozostawiając niewielką część ludzi przy życiu, dzieląc ich przy tym na dwa przeciwległe obozy. Dobro i zło przeplatają się tutaj jak w życiu. Drastyczne sceny, śmierć i przyziemność nie są tu niczym nadzwyczajnym, jak to u Kinga bywa, a jednak poza wartką akcją prowadzącą do nietypowego zakończenia, prowadzi nas przez przemyślenia na temat tego, czy ludzie dobrzy mogą mieć w sobie tak wielki mrok, że wystarczy lekkie pchnięcie kogoś w tym "drugim kierunku", by "zmienił obóz", siejąc zło, doprowadzając na końcu do autodestrukcji. Serio, uważam, że jest to porządne post-apo, które ze spokojnym sumieniem mogę polecić każdemu, komu nie przeszkadzają brutalne opisy, w których lubuje się autor. 

Poza postanowieniami noworocznymi, rozpocząłem także swoją przygodę ze streamowaniem. Nie powiem, przyczyniła się do tego trochę kwarantanna, podczas której przez trzy tygodnie siedziałem, pijąc kavę kavę, czytając "Lód" i pracując nad książką "W cieniu cyprysów", przy której utknąłem, nie mogąc jej ruszyć do dziś. Czułem się nieco wymęczony i postanowiłem zrobić coś totalnie nowego. Od dłuższego czasu mam kompleks dotyczący mojego głosu. Nie mówię za wiele, w końcu wolę pisać, a przy tym wielokrotnie nie zabrałem głosu w ważnej sprawie, tylko dlatego, że bałem się, że będę mówił niezrozumiale, niewyraźnie, za głośno, za cicho, czy cholera wie jak jeszcze. Częściej niż słowem, myślę obrazami, co potem przekłada się na trudności w przekazaniu tego samego słowem, czy pismem. Pisząc, mogę się zastanowić, zmienić coś, co już napisałem, kiedy mówię jednak, często robię to szybko, bez namysłu, plącząc się przy tym jak nie wiem. Prowadzenie streama zmusza mnie jednak do tego, żeby mówić sporo i w jakiś sposób pokazywać swoją skrytą osobowość. Traktuję to trochę jako zadanie, które ostatecznie ma doprowadzić do tego, że nie będę się przejmował tym, w jaki sposób mówię, żeby przekazać coś, co jest dla mnie ważne. Analizując swoje nagrania, staram się modyfikować sposób mówienia, kto wie, jeżeli dobrze pójdzie, korzyści wydają się być o wiele większe niż chwila stresu związana z wystawieniem na widok publiczny. 

Problem z brakiem czasu, przez który piszę i streamuje nieregularnie, nadal jednak pozostaje do rozwiązania. Kombinuję jak mogę także trzymajcie kciuki! 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek