Przejdź do głównej zawartości

Emocje

Nie wiem jak to się dzieje. Noszę w sobie tak wiele, ciągle mam coś do powiedzenia, ale jak siadam do pisania, znowu w głowie mam pusto. Próbuję poukładać chaotyczne myśli, schować je jakoś, upchać do szufladek, a jednak, kiedy tylko dopchnę je trochę na siłę, gotowe są zmienić się zaraz w sprężyny, czekające na jakikolwiek ruch, żeby wyskoczyć z powrotem i latać po głowie niczym cząsteczki w stanie gazowym. 

Próbuję poukładać sobie życie, obrać kierunek, skupić na celu i pędzić do przodu, aż dotrę tam, gdzie chcę. Zamiast tego znów czuję się jak liść, który upadł przypadkiem na środku jeziora, kołysany to w jedną, to w drugą stronę. Od pewnego dnia, po wielu latach poszukiwania życiowego celu, kiedy kolejny raz próbuję dowiedzieć się od samego siebie, do czego powinienem dążyć, w mojej głowie pojawia się zdanie, które wydaje się, jakby nie pochodziło ode mnie. "Jesteś tu, żeby połączyć to, co największe, z tym, co naprawdę małe". No niby spoko, jest to z pewnością jakiś cel, o tyle problematyczny, że nie mam pojęcia, jak do cholery mam to interpretować!

Siadam do pracy i zamiast robić, co powinienem, myślę : "Napisz post. Nie. Jednak poczytaj. Nie. Odpocznij sobie. Obejrzyj serial. Jeszcze inna opcja. Pogap się w sufit. Podobno w ten sposób można doznać oświecenia. Przydałoby się. W moim pokoju jest ciemno jak nie wiem. Popracuj nad tym, żeby nie narzekać. Poszukaj w artykułach potencjalnego leku na raka. Pooglądaj obrazki, przedstawiające podobieństwa między budową sieci neuronowej, a strukturą Wszechświata. Odpal YouTube na autoodtwarzaniu, żeby około drugiej w nocy znowu trafić na program na kanale historycznym, dowodzącym, że piramidy zbudowali kosmici. Kup sobie brokuł Romanesco, żeby pogapić się chwilę na żywy dowód na istnienie wzorów fraktalnych w przyrodzie. Albo... Może zastanów się, co w końcu chcesz robić.  Skupianie się na pięciu różnych rzeczach nie sprawi, że będziesz dobry w pięciu różnych rzeczach. Jak wybrać dobrze, skoro ilość potencjalnych możliwości wydaje się być nieograniczona? Postawić na rozum? Kierować uczuciami? Iść tam, gdzie wskazuje instynkt? Zdecyduj się w końcu. Nikt poza tobą nie odpowie na to pytanie."

No dobra, ale do rzeczy - emocje. 

Dlaczego w życiu poświęcamy im tak mało czasu? Przecież kierują nami w sposób, którego często nie rozumiemy. Często, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, jak działają i tak dajemy im się ponieść. Sam bardzo często czułem wstyd, żeby się odezwać, siedząc w większym gronie. Przeczytałem co nieco o tym, czym dokładnie jest ta niesamowicie ciekawa emocja i postanowiłem ją przezwyciężyć. Teraz coraz rzadziej zdarza mi się wstydzić, żeby rzucić jakąś uwagą, czy spróbować podzielić się osobistą historią. Zamiast tego głównie siedzę i słucham, ale już nie ze wstydu, żeby się odezwać. Słucham, ponieważ wydaje mi się, że inni tego nie robią. Rozmawiamy ze sobą, ale czy naprawdę słyszymy, co mówi druga osoba? Czy przekrzykujemy się wzajemnie, raz głośniej, raz ciszej, próbując zabłysnąć w grupie, zamiast wzajemnie lepiej się poznać, wynieść coś z faktu, że możemy zmienić coś w sobie i innych, wpłynąć jakoś na energię płynącą z tego wydarzenia? Nawet jeśli rozmawiamy, często w słowach całkowicie brakuje treści. Rzuca się tylko jakieś ciekawostki, żarciki, za którymi nie kryje się raczej zbyt wiele. Z drugiej strony, czy wszystko musi mieć znaczenie? Czasem dobrze jest posłuchać, jak inni po prostu dobrze się bawią, żeby samemu poprawić sobie humor. Popularność streamów internetowych mówi sama za siebie. Myślę, że każdemu jest ciężko, każdy ma czasem gorsze chwilę, a jednak nie jesteśmy gotowi do tego, żeby się wspierać. Smutni raperzy biją rekordy popularności, epatując cierpieniem i bólem, który w sobie noszą, a jednak, jeżeli nie uśmiechasz się i nie żartujesz jak inni, możesz się poczuć jak "party killer".
 
Paul Ekman, człowiek, który poświęcił swoje życie badaniu emocji wyróżnił sześć podstawowych, z których wywodzi się każda inna. Jest to: 

Szczęście, złość, zaskoczenie, strach, wstręt i smutek. 

Na pierwszy rzut szczęście. Złoty Graal zdecydowanej większości osób żyjących na Ziemi. Pragniemy być szczęśliwi, wolni od wszelkich negatywnych emocji. Szczęście, którego uważam, że każdy potrzebuje, to stan długotrwały, poczucie zadowolenia z tego, że znajdujemy się w tym właśnie miejscu w czasie i przestrzeni, do którego dążyliśmy i pragniemy utrzymywać najlepiej do śmierci, a może nawet i dłużej. Do proste rzeczy, które często ciężkie są do wykonania. Uśmiech posłany drugiej osobie, nawiązywanie zdrowych relacji z innymi ludźmi, poczucie bezpieczeństwa, związane z posiadaniem rodziny, własnych czterech kątów, umiejętności, których nabyliśmy ciężką pracą. Zdrowe, funkcjonujące bez zarzutów ciało. Bystra głowa. To stan umysłu wolny od oczekiwań, poczucie, że "co by się nie działo, dam sobie radę". To jest dla mnie szczęście. Samo wyobrażenie o tym sprawia, że zaczynam mimowolnie się uśmiechać. 

Jak z każdą emocją, jest również druga strona medalu. Szczęście krótkotrwałe, będące przejściowym zastrzykiem dobrego humoru, często także euforii. Pragnąc czuć się przez cały czas dobrze, stale musimy się pocieszać, nagradzać, obdarowywać. Szkoda, że często jesteśmy przy okazji gotowi do tego, żeby za cenę szczęścia ponieść konsekwencje prowadzące do zubożenia życia wewnętrznego. Chcemy, żeby inni widzieli, że nam się powodzi, żeby obserwowali nasz sukces. Czemu więc "szczęśliwi" na siłę ludzie, którzy na zdjęciach wyglądają jak modele i modelki, wyjęci wprost z pierwszych stron gazet, jakich pełno na wszelakich facebook'ach, tiktok'ach i instagram'ach, często cierpią przy okazji na wszelakie uzależnienia, lądują na odwykach, leczą się psychiatrycznie albo oszukują rzeczywistość, robiąc sobie zdjęcia w atrapach prywatnych odrzutowców, czy włamując się komuś do willi, żeby tylko pokazać, że stać ich na ogromną chatę z basenem. 

Dlaczego więc ciągle musimy gonić za szczęściem? To nawet mniej niż 17% podstawowych emocji. Trzeba poznać każdą z nich i przeżywać je często, żeby dobrze je poznać. 

Każdy powinien dobrze unurzać się w strachu, żeby się z nim oswoić. Poznać, że nie jest to żadna irracjonalna emocja, której nie powinniśmy próbować się pozbawiać, ani pozwalać jej przeistoczyć w lęk. To, że się boimy, jest naturalne. Dzięki temu chodzisz jeszcze po ziemi i możesz przeczytać te parę zdań, które napisałem. Gdyby nie strach, ludzie ginęliby niczym spopularyzowane przez pewną starą platformówkę lemingi. Osobiście często się boję. Boję się odrzucenia. Boję się, że stracę pracę, wypalając się przedwcześnie, albo kończąc siedząc przez te osiem godzin dziennie przykuty do biurka. Boję się, że moje życie przestanie mieć znaczenie. Boję się, że nigdy nie będę mógł się poczuć po prostu spełniony. Boję się, że nie będę w stanie zrealizować swoich marzeń, które, pozostając nieosiągalne, w końcu wyblakną i znikną jak popiół rozsypany na wietrze. Boję się, że jako jednostka "nie wystarczam", że nie jestem osobą, którą inni chcieliby mieć w swoim otoczeniu. Boję się, że nikt tego nie przeczyta, albo, że przeczyta to kiedyś zbyt wiele osób. Czy załamuję przez to ręce? Czasem tak, ciężko jest, żeby nie czuć się czasem przytłoczonym, ale to tylko dodatkowo motywuje mnie do działania. Dzielenie się z innymi swoimi obawami może być bardzo oczyszczające. Do tego, gdybym się nie bał, pewnie nigdy nie zacząłbym pisać.

Każdy powinien wiedzieć, co to wstyd. Kiedy twarz piecze żywym ogniem i chcesz tylko schować się gdzieś, najlepiej pod ziemią, tak, żeby nikt nie widział. Wstyd przestrzega przed wieloma głupotami, które przychodzą do głowy. Gdyby nie on, pewnie wszyscy chodzilibyśmy bez gaci, waląc sucharami na prawo i lewo. No dobra, a tak na poważnie, wstyd przestrzega ludzi przed robieniem naprawdę złych rzeczy. Patrząc na to, ilu jest na świecie przestępców, morderców, złodziei, gwałcicieli i wiele, wiele innych oraz zakładając, że każdy człowiek, jaki istnieje, zdolny jest jednocześnie do najwznioślejszych i najpodlejszych czynów, jakie można sobie wyobrazić, dobrze, że wstyd istnieje. To obusieczny topór, który z jednej strony ochroni cię przed pokazaniem całemu światu, jak dokładnie wygląda twoja "ciemna strona" i utrzymuje ją w ryzach, z drugiej jednak może zapędzić cię w kozi róg, sprawiając, że schowasz całą swoją ekspresję przed światem zewnętrznym i w odpowiedzi na wstyd, połączony z wpajanym ci przez nieodpowiednie otoczenie (lub samo twoje wyobrażenie o nim) zaniżonym poczuciem własnej wartości, staniesz się tak zamkniętą w sobie osobą, że będzie cię to zżerało od środka, nie mogąc ujść z tego niewielkiego świata, którym jesteś. O swoim własnym wstydzie związanym z odzywaniem się w większej grupie osób napisałem już wcześniej, przejdźmy więc dalej. Wstydzę się napisać coś więcej o tej emocji.

Każdy powinien poznać smutek. Bez niego szczęście nie mogło by znaczyć zbyt wiele. Pomaga realnie spojrzeć na świat. Nie zrozumcie mnie źle, szczęście jest w porządku. Nie bez powodu mówi się jednak, że ktoś jest "pijany szczęściem". Rozsądna porcja smutku skutecznie zdejmuje różowe okulary.  Dzięki niemu poprawia się pamięć, wzrasta motywacja. Smutek nadaje życiu głębie, której nie da się zauważyć, znajdując się pod wpływem jakiejkolwiek innej emocji. Nie przejmuj się, jeśli łezka w oku czeka niecierpliwie, żeby spłynąć po policzku. Zamiast się zamartwiać, skorzystaj z tego i zrób coś, co chcesz, żeby zapadło ci w pamięć. Kto wie, może nawet inaczej spojrzysz na ludzi, którzy mówią "smuteczek". Inaczej, czyli lepiej, czy gorzej? To już od ciebie zależy. Postaram się nie oceniać. Zbyt duża dawka smutku może jednakże wpędzić w depresję. Potężny, często nieuchwytny potwór, który potrzebuje obszernej analizy, dlatego nie będę pisał o nim zbyt dużo. Kiedy nie jesteś w stanie wstać nawet z łóżka, nic ci raczej po tym, że widzisz świat, jakim jest. Gdy widzisz za dużo, potrafi to doprowadzić do granicy szaleństwa. Zdarza mi się raz na jakiś czas uciekać przed smutkiem, nie mogąc wytrzymać tego, co ze sobą prowadzi. Z drugiej strony, uwielbiam, kiedy zbliża się jesień, pada deszcz, za oknem szaro i brudno, i mogę siedzieć w samochodzie, pogrążony w ponurych myślach. Czasami rodzi się z tego coś, co ma dla mnie duże znaczenie i zmienia po trochu moje własne życie.

Każdy powinien zaprzyjaźnić się z zaskoczeniem. Wiedzieliście, że na Wenus odkryto ślady fosfowodoru, związku uważanego za wskaźnik obecności życia na danej planecie? Słyszeliście o tym, że każdy z dendrytów neuronu zdolny jest do samoistnego reagowania i wzbudzania potencjału elektrycznego, a dobrze znana zasada "wszystko albo nic", przekazywana studentom między innymi w podręcznikach do fizjologii, to w najlżejszych słowach zbytnie uproszczenie, o ile nie wierutna bzdura? Zdajecie sobie sprawę, że trzy najbogatsze rodziny świata mają w sumie więcej pieniędzy, niż 48 najbiedniejszych krajów łącznie? Albo, że aluminium było kiedyś droższe od złota? Zaskoczenie to odpowiedź na napotkanie czegoś, czego nie spodziewaliśmy się spotkać. Jak każda z emocji, działa ono dwojako. Jeżeli zdarzy się coś nieprzewidzianego, ale jest to pozytywne, może pojawić się poczucie zachwytu. Sam łapałem się na tym, że próbuję uwierzyć, że zakładam jak najczarniejszy scenariusz, tylko po to, żeby mógł się nie spełnić i poprawić mi humor. Z tego co zauważyłem, jest to częsta praktyka u ludzi, którzy odpowiadają tym na zbyt częste powtarzające się rozczarowanie, związane zaskoczeniem w "tę drugą stronę". Nie spodziewasz się, że wejdziesz w psią kupę, spacerując sobie wesoło po trawie, a po paru razach idziesz przed siebie, ostrożnie jak włamywacz u kogoś na chacie i cieszysz się, jeśli na koniec wyprawy twoje buty nadal są czyste. 

Każdy powinien poznać również, co to wstręt. Według badań, ludzie odczuwają go w stosunku do wszystkich wydzielin ciała, do zwierząt, czy jedzenia. Wydaje mi się, że jest emocją wyjątkową, nie podlegającą dwuczynnikowej teorii emocji. Powstaje on automatycznie, niemal zmuszając nas do unikania nieprzyjemnych sytuacji, nieważne, czy są one prawdziwe, czy istnieją w naszym wyobrażeniu. Można go czuć w stosunku do wielu rzeczy. Niektórzy brzydzą się pająków, owadów, niektórych odrzucają ordynarne zachowania, czy agresja, jeszcze inni, jak to mówił oldschool'owy raper Fazi "do policji czują wstręt", co zdecydowanie nie pomaga tej instytucji tworzyć dobrego PR-u. (przy okazji, pijar to zakonnik, a PR jest skrótem od "Public Relations". Natknąłem się na to przez przypadek i po prostu musiałem się z kimś tym podzielić). Tak samo jak z każdą emocją, również ze wstrętem można się oswoić. Osoby cierpiące na arachnofobię leczą się z ataków paniki, które pojawiają się na widok tych strasznych małych włochatych zwierzątek poprzez odwrażliwianie (nazywane również desensytyzacją), czyli między innymi słuchanie na temat pożytecznej roli pająków w ekosystemie, oglądanie ich zdjęć, a nawet, w razie robienia sporych postępów, branie do ręki żywych okazów. Ja osobiście czuję wstręt do spleśniałego jedzenia. Patrząc na to, że mam niewielką alergię na pleśnie, fakt, że odrzuca mnie na widok niewielkich śladów zepsucia na, dajmy na to, pomidorze, zdecydowanie pomaga mi nie szkodzić sobie, przynajmniej w tej sferze życia. Póki co odpuszczę sobie jednak desensytyzację przez branie do ręki spleśniałych warzyw.  

Każdy powinien oswoić złość. Coś, nad czym od dłuższego czasu pracuję, a jednak nadal pozostaje dla mnie zagadką. Kiedy tylko poczuję, że dana sytuacja nie idzie po mojej myśli, podpalam się w środku jak ten czerwony ludzik z filmu animowanego "W głowie się nie mieści". Jarek Bogacki, prowadzący kanał na YouTube, wspomina o złości jako o reakcji, w której "karzesz swoje ciało za głupotę innych". Z pewnością jest w tym dużo prawdy, ponieważ często jest ona wywołana przez czynniki zewnętrzne. Złość zazwyczaj pojawia się w odpowiedzi na poczucie utraty kontroli, stąd ludzie, którzy dużo się złoszczą, ale nie chcą tego robić, lub próbują to ukrywać, stają się często tak zwanymi "control freaks". Z jednej strony, dzięki nim powstają wspaniałe i dopracowane rzeczy, jak produkty Apple, z drugiej często otoczenie jest przez nich dominowane, jako, że nie dopuszczają do siebie świadomości o tym, że sami mogą być w błędzie, czy przejawiać pewne negatywne cechy. Zamiast próbować się zmienić, próbują kontrolować zachowania osób znajdujących się w ich środowisku. Jak działać, kiedy ciało od wewnątrz płonie tak mocno, że jakby tylko mogła się to uzewnętrznić, stalibyśmy się bohaterem komiksów Marvela, Ludzką Pochodnią? Co zrobić, kiedy krew napływa do dłoni, podświadomie poszukujących czegoś, czym można, cytując Mariusza Pudzianowskiego, "łapać i rzucać"? Najlepiej zatrzymać się wtedy na chwilę. Zamknąć oczy, odetchnąć głęboko, albo dokonać w głowie jakichkolwiek obliczeń matematycznych, a potem... Odpuścić. Świat jest skomplikowany, nie da rady kontrolować wszystkiego, a brak kontroli potrafi zaprowadzić czasem człowieka w piękne miejsce, o którego istnieniu nawet się nie domyślał. Gdybyśmy potrafili kontrolować dosłownie wszystko, co w naszej mocy, stalibyśmy się abstrakcyjną figurą, "demonem Laplace'a", co, zgodnie z zasadą nieoznaczoności, na całe szczęście wygląda na niemożliwe. 

Emocje, mimo, że towarzyszą nam stale i każdego dnia pojawiają się w niezliczonych momentach, są często dla nas wielką niewiadomą. Poznanie ich troszkę lepiej pozwala na zdobycie ogromnej wiedzy na temat własnej tożsamości. Czy jesteśmy tym, co kochamy, tak samo jak tym, co nas odrzuca? A może jesteśmy czymś więcej? Może emocje służą nam tylko za "wehikuł" do reagowania na wszechobecne bodźce, których jesteśmy świadkiem? Jeżeli nie jesteśmy własnymi emocjami, kolejne pytanie dochodzi do głosu.

Kim zatem jest każdy z nas?




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek