Przejdź do głównej zawartości

1000 słów

 

Jak zostać pisarzem? Najważniejsze to pisać. Pisać dużo, często. Uczyć się słów, składania zdań, tworzenia akapitów. Znaleźć swój rytm. Nie zniechęcać się. Poznać siebie i to, co pozwoli ci tworzyć porywające historie. Od czego zacząć? Stephen King proponuje, żeby nałożyć na siebie reżim pisania określonej liczby słów dziennie. Na początek niech będzie tysiąc. Tysiąc słów to nie jest tak mało. Wiele można w nich zawrzeć. Niektórzy potrafią kreślić historie w paru prostych słowach.

Wystarczy powiedzieć: Carl zmienił się nieco od czasu wypadku. Niestety, na gorsze. Stał się zgorzkniały, opryskliwy. Stracił cierpliwość do ludzi, którą wcześniej się wyróżniał. Do czasu, aż przygarnął psa. Ten nauczył go kochać. Powrócił do dawnego siebie.

Historia gotowa. Co się w niej kryje? Długie miesiące, może nawet lata życia naszego Carla. Godziny poświęcone na rozpamiętywanie tego, co mu się wydarzyło. Złość na niesprawiedliwość wszechświata. Brak zgody na to, że często to właśnie przypadek rządzi światem. Nie pieniądze, nie władza, nie zamiar. Przypadek. Zaciskanie pięści, stres, niespokojny sen. Postanowienie zmiany. Wizyta w schronisku. Poznanie nowej istoty, zajmowanie się nią. Pokochanie psa, przywrócenie wiary w uczucia. Transformacja przez miłość do pokrzywdzonego zwierzęcia. Wszystko to zawiera się w siedmiu zdaniach. Trzydziestu pięciu słowach. A tu nagle przychodzi napisać tysiąc. Jak z tego wybrnąć? Może spróbować podstępem : Rafaello. To przecież nawet więcej niż przyjęta norma.

Opcja druga, może jednak rozbudować daną historię. Pokazać, że Carl był kiedyś wspaniałym, radosnym człowiekiem. Towarzyskim młodzianem, który zawsze był gotów poratować, podać pomocną dłoń, rzucić ciepłym słowem. Napisać, że miał młodą żonę, którą kochał nad życie. Przedstawić, że chociaż oboje (lub obydwoje, nie mylić z instrumentem dętym) pochodzili z rozbitych rodzin, potrafili wspierać się wzajemnie, tryskając na około optymizmem, często zaraźliwym. Dać żonie imię. Niech będzie Emma. Emma, dwudziestoparolatka, będąca w zaawansowanej ciąży. Bliźniaczej, a co tam. Jak było z wypadkiem? Jechali autem, wracając przez las, prosto z balu organizowanego przez ich własną fundację, zbierającą pieniądze na pomoc dla dzieci będących ofiarami przemocy domowej. Tego dnia czuli się jakby trafili szóstkę w totka. Zebrali parę milionów dolarów, które mogły być wybawieniem dla wielu skrzywdzonych dziewczynek i chłopców. Carl prowadził samochód, pędząc po pustej drodze, łykając jeden kilometr za drugim. Śpiewali swoje ulubione utwory, puszczane z radia, ryczącego na cały regulator. Dodać szczegóły wypadku. Nie spodziewali się tego, że młodziutka sarna wyskoczy nagle z lasu, że wpadając przez przednią szybę do środka pojazdu, będzie kopała w konwulsjach, trafiając najpierw w brzuch, a potem głowę Emmy, zabijając ją na miejscu. Co z Carlem? Wychodzi z wypadku pozornie nietknięty, z głębokimi ranami w psychice. Przestaje wierzyć w to, że dobro ma jakikolwiek sens. Nie jest w stanie zorganizować pogrzebu. Prosi rodzinę o to, żeby zajęli się całością przygotowań, sam jednak odsuwa się emocjonalnie od wszystkich, zamykając się w sobie. Upija się do nieprzytomności, nie pojawiając się na pogrzebie żony, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Kiedy odwiedzają go bliscy, traktuje ich okrutnie, wypominając im dawno wyrządzone błędy. Rezygnuje z pracy, wyciąga pieniądze z konta fundacji i wyjeżdża do Ameryki Południowej, żeby zaszyć się samotnie w brutalnym tłumie. Może pokazać, jak Carl zostaje napadnięty przez młodocianego członka gangu, a następnie tłucze go zapamiętale do nieprzytomności, przypominając sobie agresję, jakiej doświadczał ze strony swojego surowego ojca? Opisać sytuacje, gdzie patrzy na pokiereszowaną twarz młodziutkiego dilera i widzi w niej własne oblicze, na które patrzył w lustrze po kolejnej domowej awanturze? Nie byłoby złym pomysłem też dorzucenie punktu zwrotnego w postaci powrotu Carla do domu. Na miejscu wybrałby się do schroniska, żeby napotkać tam zaniedbanego i zaszczutego pieska, z jednym okiem i bez przedniej łapy. Wolontariusze ze schroniska mówią Carlowi, że pies ten jest jednym z najbardziej agresywnych zwierząt, jakie do tej pory spotkali. Bohater może odpowiedzieć, że w takim razie jest ich dwójka i prosi o to, żeby móc wziąć go ze sobą. To, co przykuwa uwagę Carla to oczy psiaka, które wydają mu się dziwnie znajome. Pies, początkowo nieufny, ostatecznie przywiązuje się do Carla. Parę scen pokazujących, że mimo skłonności do agresywnych zachowań, prawdziwa siła tkwi w łagodności. Ostatecznie Carl przełamuje się, godząc się ze światem i odwiedza grób żony i nienarodzonych dzieci. Bierze ze sobą psa. Przez cały czas zastanawia się, jak go nazwać. Imię, które nadali mu w schronisku, Kafar, przestaje do niego pasować, kiedy ze wściekłej, choć przestraszonej bestii przemienia się w kochanego i łagodnego psiaka.  Kiedy patrzy na zdjęcie nagrobne żony, uderza go to, co widzi. Patrzy na swojego czworonoga i już wie, czemu zwrócił wcześniej uwagę na jego oczy. Wyglądają dokładnie tak, jak oczy Emmy. Wtedy postanawia nazwać go Em. Carl rozkleja się całkiem i zalewa się łzami. Osuwa się na kolana i płacze, wyrzucając z siebie cały nagromadzony żal. Pies kładzie się przy nim, składając głowę na przedramionach bohatera. Trwają tak razem przez długi czas. Co dzieje się na końcu? Carl przytula mocno zwierzaka, po czym podnosi się z kolan, całkowicie odmieniony. Postanawia żyć pełnią życia, nie tylko dla siebie, ale głównie dla żony i dzieci. Mając ich w pamięci, pragnie dalej czynić dobro, tym większe, by móc zrównoważyć ten horrendalny przypadek. Wstaje, ociera łzy, drapie psa za uchem, po czym razem odchodzą w dal. Tu właśnie obserwator ich zostawia, powracając znowu do swojego życia.

Na pozór to samo, a słów nagle sześćset dwadzieścia cztery. I odbiór historii już nieco inny. A gdyby jeszcze to rozbudować? Gdyby dodać parę scen tresury. Opisać, jak zwierzak gryzie Carla do krwi, kiedy ten próbuje się zbliżyć. Dorzucić jakiś dialog pomiędzy głównym bohaterem a członkiem rodziny żony, pokazać, jak jedno zdanie potrafi zranić do żywego, tak samo jak niespodziewany tragiczny wypadek potrafi odmienić zachowanie człowieka? Przemycić tam jeszcze parę przemyśleń, wzruszyć, rozbawić, zmusić do refleksji. Słowa to wielka siła. Raz rozpędzone ciężko zatrzymać. Jednocześnie potrafią zniknąć, gdy próbujesz przekazać coś bardzo ważnego. Na początku było Słowo. Tkwi w nich prawdziwa magia. Często jednak ukryta pod skorupą niepasujących, niepotrzebnych i powtarzających się słów. To, te, ten, tak samo jak te wszystkie -ący i -ące, tak dla przykładu. Było siedem, potem sześćset dwadzieścia cztery, a teraz nagle zrobiło się tysiąc. Czas kończyć na dziś.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek