Przejdź do głównej zawartości

Deszcz

Był piękny dzień. Przysiadłem na chwilę na dworze, skuszony promieniami słońca, lejącymi się z nieba nieprzerwanym strumieniem. Fotony przenikały przez moje zmęczone ciało. Przymknąłem oczy, rozkoszując się delikatnym ciepłem, którego od dawna już nie było dane mi poczuć. Wziąłem głęboki wdech i rozluźniłem mięśnie. Uśmiechnąłem się delikatnie. Prawie całkowicie utraciłem możliwość odczuwania tego typu przyjemności, zatracając się w bezustannej pogoni za szczęściem. 

Dwoiłem się i troiłem, próbując sprawić, żeby bliscy byli ze mnie dumni. Wmawiałem sobie, że jest mi to potrzebne, że muszę podejmować wysiłek ponad siły, bo tylko wtedy będę cokolwiek wart. Że zdejmę z siebie poczucie winy, które bezlitośnie kłuło mnie prosto w mózg, zawsze wtedy, kiedy próbowałem odpocząć. 

Z tego wszystkiego całkowicie zapomniałem, że przecież szczęście jest zawsze na miejscu. 

Nie trzeba go gonić, wystarczy nauczyć się je zauważać. Sięgnąłem po stojącą na stole szklankę i przyłożyłem ją do ust. Zimna woda spłynęła do żołądka, wypełniając ciało nowymi odczuciami. Chłód mieszał się z ciepłem, jak yin i yang próbując się równoważyć. Odłożyłem szklankę na miejsce.  Było naprawdę w porządku. Siedziałem tak dłuższą chwilę. Po jakimś czasie zauważyłem, że śpiew ptaków przerwały odgłosy zbliżającej się burzy. Spojrzałem w górę. 

Niebieskie niebo momentalnie ustąpiło szarości chmur. Z góry spłynęły pierwsze strumienie. Wyschnięta ziemia chłonęła wilgoć jak gąbka. Liście na drzewach poruszały się w górę i w dół, kierowane kroplami wody rozpraszającymi się na mniejsze kropelki. Drewniany taras przybrał ciemny odcień. Właśnie tego było mi trzeba. Oczyszczenia. 

Siedziałem nieruchomo, czując jak mokre ubranie zaczyna przylegać do mojego ciała. Deszcz spływał mi po głowie, zbierając się na powiekach, wsiąkając w brodę, wnikając między palce, przelewając się po nogach, a ja czułem, jak napełniam się wzbierającym poczuciem spokoju. Nagle poczułem przypływ energii, płynący prosto z wnętrza mojego ciała. Zacząłem oddychać głęboko i szybko. Dałem się ponieść instynktom. Krzyczałem, płakałem i śmiałem się na przemian, wyrzucając z siebie nagromadzone emocje. Czułem się, jakbym rodził się na nowo, jakbym cały wibrował, naprawdę budząc się do życia po długim okresie letargu. Wstałem i uniosłem głowę. Skierowałem twarz ku chmurom. Rozłożyłem ręce najszerzej jak mogłem. Na mojej twarzy jeszcze raz pojawił się uśmiech, szeroki jak nigdy. Nie szukałem już szczęścia. To ja byłem szczęściem. 

Nie wiedziałem jeszcze, że deszcz miał już nigdy nie ustać. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek