Przejdź do głównej zawartości

Jaki pop taka kultura

Po poście o "interdialekcie ogólnoczeskim", którego pisanie dostarczyło mi sporej dawki rozrywki, nadszedł czas na kolejny temat, będący efektem "Zabawy z Wikipedią", prowadzonej na grupie "MonuMentalni Ludzie". Tym razem padło na "kulturę popularną".

Nie rozwodząc się zbytnio - zapraszam do lektury.
Wystarczy tych cudzych słów, czy tam cudzysłowów.

Lecimy z tematem.

Po pierwsze, muszę przyznać, że kiedy zobaczyłem o czym przyjdzie mi pisać, nie byłem szczególnie zadowolony. W końcu popkultura to coś, o czym słyszał każdy. Kojarzy się z rozrywką dla mas i to mas w niekoniecznie dobrym tego słowa znaczeniu. Kabarety, disco-polo, seriale paradokumentalne, to sztandarowe przykłady kultury masowej. Jedni coś sobie tworzą, drugim się to podoba i tak się kręci to koło (fortuny). Raz po raz zataczany jest krąg odbiorca-twórca, ku uciesze konsumpcjonistycznie nastawionej audiencji. Co tu więcej dodawać. Najważniejsze już napisałem, prawda?

Ano nieprawda. Ten tok myślenia, który sprawił, że widząc hasło "kultura popularna" początkowo skrzywiłem się z niesmakiem jak jakiś wywyższający się pajac, wynika głównie z mojej ignorancji i skłonności leniwego umysłu do posługiwania się skrótami myślowymi. W końcu kto z nas spacerując lasem, zamiast kroczyć utartą ścieżką, wydeptaną przez setki, jeśli nie tysiące ludzkich nóg, zbacza z trasy i przedziera się przez liście, pajęczyny, gałęzie i zajęcze bobki? (co, swoją drogą, bardzo polecam).

Na swoje usprawiedliwienie mojego automatycznego kręcenia nosem na kulturę popularną dodam, że na przestrzeni wieków zebrała się niemała grupa, złożona z wywyższających się koleżków.

Dobrym przykładem może być postać Ortegi, hiszpańskiego filozofa żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Trzeba przyznać, że jego umysł był dość przenikliwy. Młody Hiszpan otrzymał tytuł doktora mając zaledwie 21 lat, a w wieku lat 27 prowadził już katedrę metafizyki na Uniwersytecie Complutense w Madrycie, jednej z najstarszych uczelni świata. Ten wybitny koleś twierdził, że ludzkość, przez doprowadzenie do szybkiego przyrostu demograficznego sprawiła, że wyższa forma kultury przestała za nią nadążać. Efektem tych działań było, według Ortegi. powstanie nowego typu człowieka. Nowa ludzkość miała charakteryzować się nihilizmem, hedonizmem i uwielbieniem do konsumpcji, przy jednoczesnej niechęci do związanych z nauką rozważań teoretycznych. Do nowo powstałego "dzikiego" typu ludzi hiszpański uczony zaliczał prawie wszystkich. Jedynymi, które oparły się krytyce były jednostki szczerze i bezinteresownie zafascynowane rozwojem cywilizacji i związanym z nią dorobkiem naukowym. Co ciekawe, do tych ostatnich nie wliczali się wszyscy czerpiący zyski z nauki, a więc inżynierowie, lekarze, nauczyciele i wykładowcy także byli na przegranej pozycji. Ortega twierdził tak jakieś sto lat temu. Ciekawy jestem, co na temat społeczeństwa powiedziałby teraz.

Na pewno byłby pełny optymizmu, gdyby zobaczył jak popularna stała się bezinteresowność.

Dobra. Zostawmy tę radosną, pełną życia Hiszpanię. Przenieśmy się do kolejnego słonecznego państwa.

Czas na Niemcy.

Kraj, w którym urodził się nasz kolejny rodzynek - Nietzsche. Kto nie słyszał o tym typie?
Ten to dopiero miał podejście do kultury popularnej. Jeden z najpopularniejszych filozofów. Bohater memów i kawałów typu:

- Hej, czego się uczysz?
- Nietzschego. 

Co ciekawe, Nietzsche to także twórca powiedzonka "Co mnie nie zabija, czyni mnie silniejszym". Ogólnie mówiąc, historia postaci niemieckiego myśliciela, tego jakie miał poglądy i jak zostały one wykorzystane, między innymi do usprawiedliwiania masowych mordów, to temat na osobny wpis.

Jeśli chodzi o kulturę popularną, Nietzsche nie szczędził krytyki. Mówił, że kapitalizm sprzyja pracy, która ma na celu jedynie produkowanie dóbr, a to z kolei czyni z pracowników bezmyślne roboty. O masach jako ogółu społeczeństwa wypowiadał się per "trzody" lub "bydło". Według niego komercja, która steruje kulturą, dąży jedynie do dostarczania rozrywki, zaspokajania podstawowych potrzeb ludzkich. Kultura służąca wyzwalaniu w ludziach dobrego humoru i chwili wytchnienia po ciężkim dniu pracy była w oczach filozofa zagrożeniem prowadzącym do degradacji wartości wyższych. Zamiast tego powinna ona rodzić się w bólach i cierpieniu. Owoce kultury wysokiej powstają ponoć głównie w mieszkaniach ludzi należących do warstw społecznych stojących w hierarchii na tyle wysoko, że praca produkcyjna, zarobkowa jest dla nich bardziej abstrakcyjnym pojęciem niż obowiązkiem.
Mam lekki problem z tymi stwierdzeniami. Po pierwsze, myślę, że nikt nie lubi być nazywany bydłem, mimo, iż germański filozof nie widział pewnie w tym Nietzschego złego. Po drugie, nie zgadzam się z poglądem, który mówi, że większy dostęp przedstawicieli średniej klasy społecznej do czasu wolnego i związana z nim praca twórcza podejmowana przez wspomnianych obywateli miałaby prowadzić do upadku obyczajów. Sam czasem lubię posłuchać stand-upu i pośmiać się z żartów, co do których określenie "niewybredne" to ogromne niedopowiedzenie, a jednak nie mam problemu z tym, żeby zaraz po tym popisać sobie trochę o filozofii czy spróbować swoich sił w poezji. Z drugiej strony...

Zważając na fakt, że pracuję na etacie, a wpisy na blogu tworzone są przeze mnie jedynie w krótkich chwilach, w których odsuwam obowiązki dnia codziennego na bok, raczej byśmy się z panem Fryderykiem nie dogadali. Nie mam się jednak co przejmować. Gdyby jakimś cudem jeszcze żył, to w końcu i tak nie chciałby gadać z bydlakiem znajdującym się pewnie gdzieś w dolnej połowie symbolicznej drabiny oznaczonej napisem "społeczeństwo". Poza tym, przy takim generalizowaniu, ciekawy jestem, czy Nietzsche uważałby telewizyjne wytwory rodziny Kardashian za dzieła kultury wysokiej. Kto wie...

Zmyślnie przechodząc do czasów współczesnych:

Po pierwsze, mówiąc o kulturze popularnej, należy rozdzielić ją od kultury masowej. To trochę jak z kazaniem i homilią, o czym pisałem w "Słowie na niedzielę" - tych sformułowań często używa się zamiennie. Kultura masowa zazwyczaj wiąże się z ujęciem prostackich, często wulgarnych tworów i jest przedstawiana jako negatywna. Kultura popularna zaś to kultura rozpowszechniona na szeroką skalę, niosąca ze sobą pozytywny wydźwięk.

Do dziś się zastanawiam, do której z tych grup powinniśmy zaliczyć takie dzieła sztuki jak "Kabe feat. Kizo - Skiety & Klapki remix" czy "Mata - Mata Montana".
O tego typu tworach najchętniej wypowiedziałbym się "Ma to coś w sobie, że trafia do społeczeństwa i rozrasta się jak nowotwór, ostatecznie pociągając za sobą miliony odbiorców.". Jednak zdarza mi się, że łapię się nieraz na nuceniu w głowie refrenów i przesłuchuję te kawałki od czasu do czasu.

Wiecie co jeszcze można zaliczyć do kultury popularnej? Obraz Leonarda Da Vinci zatytułowany "Mona Lisa". Nie można odmówić mu kunsztu, piękna, profesjonalizmu wykonania. Popularność i rozpowszechnienie tego arcydzieła nie prowadzi ani do umniejszenia jego wartości. Wręcz przeciwnie. Dzięki takiemu dobru, jakim jest Internet, mamy dostęp do ogromnej bazy danych tworów kultury i naprawdę wiele z nich dociera do milionów, sprawiając, że spokojnie możemy zaliczyć je do kultury popularnej. Takie perełki jak "Stworzenie Adama", "Boska komedia", "Cztery pory roku", cały nurt pop-art, który osobiście uwielbiam i wiele, wiele więcej dzieł, które niegdyś klasyfikowane były jako wytwory kultury wysokiej pojawiają się dziś na wyświetlaczach milionów smartfonów, laptopów i wcale nie uważam, żeby prowadziło to do powszechnej degeneracji. Kultura popularna nie musi być zła. Jeżeli robisz coś profesjonalnie, masz kreatywne podejście, jakiś pomysł na siebie, możesz stać się ogromnie popularnym twórcą, który od czasu do czasu przekaże innym coś naprawdę wartościowego, co rozwinie ich jako ludzi i będzie wywierało pozytywny efekt, przekładając się na poprawienie ogólnego stanu bytu, a nie tylko chwilowe rozładowanie napięcia związanego z nudną, niesatysfakcjonującą pracą czy kontaktami z innymi ludźmi.

Nie można jednak powiedzieć, że kultura masowa nie istnieje. Faktem jest też to, że o wiele łatwiej jest nam posłuchać czegoś, żeby szybko poprawić sobie humor. Jeżeli mamy do czego potupać nóżką czy możemy zaśmiać się z knajackiego żartu typu "gość przebrany za babę", proszę bardzo. Ważne jednak, żeby we wszystkim zachowywać umiar i równowagę, a poza krótkotrwałym rozładowaniem napięcia próbować też wyrwać się ze stagnacji, w którą obecnie okropnie łatwo jest popaść i poobcować też trochę z tą tak zwaną kulturą wysoką.

Nadmiar bodźców i informacji, które mamy wokół siebie sprawiają, że rzeczywiście więcej ludzi słyszało o Sławomirze i Zenku Martyniuku niż o Biszu, Zeusie czy duecie "Bass astral x Igo", jednak niekoniecznie musi to znaczyć o tym, że jedni są gorsi od drugich. Ostatecznie do piosenki
"B.O.K. - Brzytwa Ockhama" czy "Zaburzenia - Sny w których ginę" raczej nie potańczycie na weselu, ale jak usłyszycie pierwsze nutki rozpoczynające piosenkę "Sławomir - Miłość w Zakopanem", od razu poderwiecie się z krzeseł i ruszycie w tany. Dajmy więc ludziom rozkoszować się tym, co lubią.

Cieszmy się z tego, że możemy w ciepłych mieszkaniach siedzieć i oceniać, co jest "popularne" a co "masowe", zamiast przymierać z głodu gdzieś w opuszczonej kamienicy. Korzystajmy z wszelakich wytworów kultury, a raz na jakiś czas poświęćmy chwilę na kontemplacje i nakarmienie artyzmu, który drzemie nam w duszach, a na serio nie będzie tak źle. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek