Przejdź do głównej zawartości

Mój przyjaciel Milos

Dzień był upalny. 

Słońce prażyło niemiłosiernie, a bezchmurne niebo nie zapowiadało nawet chwili wytchnienia.  Jeden z mężczyzn ukrytych w cieniu ogromnego drzewa oliwnego pociągnął zdrowo z amfory. Chłeptał łapczywie, a strużki karminowego płynu ciekły mu po brodzie, znikając w długiej, siwej brodzie. Parę kropel zawędrowało na koszulę pijącego, tworząc kolejne plamy w już i tak pobrudzonym ubraniu. Czknął głośno, odetchnął pełną piersią i przymrużył oczy z zadowoleniem. Uśmiech pojawił się na jego twarzy niemal natychmiast.

- To jest to, mój drogi, dobre wino i doborowe towarzystwo. Właśnie po to warto żyć! 

Zakrzyknął, rozkładając ręce niczym gospodarz zapraszający do karczmy.

Coś w jego wyglądzie intrygowało. Był przysadzisty, z wielkim brzuchem będącym efektem niezliczonych popijaw. Długie włosy opadały w nieładzie na koszulę, zakrywając niektóre z zabrudzeń, a z dziurawego buta wystawał nonszalancko lewy paluch. Rozmówca przyjrzał mu się wnikliwie i dostrzegł, co tak naprawdę sprawiało, że obcy wydawał się interesujący.

Oczy. 


Zmętniałe od niedawnej porcyjki wina, lekko błyszczące, a jednak patrzące bystro, z iskierką inteligencji. Jakby dające znać, że mężczyzna przeszedł wiele i doznał iluminacji na temat otaczającego go świata.

- Tak właściwie to z czego się utrzymujesz, Milosie? 

Mężczyzna w śnieżnobiałej todze nie wytrzymał w końcu i zadał pytanie, które kołatało mu się w głowie już od dłuższego czasu.

– Nie da się przecież wyżyć z uczestnictwa w biesiadach.

Milos słysząc tę uwagę zaczął się śmiać. Atak wesołości trwał dłuższą chwilę. Odchylił głowę do tyłu i złapał się obiema rękoma za okazały brzuch.

- Z czego się utrzymuję, zapytujesz?

Powiedział w końcu ocierając łzy.

– Chętnie ci pokażę, kochany druhu. Nawet bardzo chętnie. Musisz jednak wiedzieć jedną rzecz. Ta wiedza, którą nabędziesz, musi pozostać tajemnicą. 


Spoważniał, wypowiadając ostatnie zdanie. Zaokrąglona twarz nabrała ostrości i głębi, a przez oczy przeszedł jaskrawy sygnał przypominający błyskawice w burzową noc.

– Nie możesz nikomu powiedzieć, pamiętaj.

Rozmówca ledwo zauważalnie skinął głową i zastygł w oczekiwaniu. Napięcie, które z niego biło było aż nadto widoczne.

- Dobrze. Wobec tego daj mi dwanaście drachm i jeden obol. 

Stanowczo  rozkazał Milos.

- Słucham?

- Daj mi dwanaście drachm i jeden obol. Już, już. Nie mamy całego dnia.

Mężczyzna zdziwiony, lecz zaintrygowany sięgnął po sakwę wiszącą mu u pasa i delikatnie rozsupłał ją. Drżącymi palcami wyjmował srebrne monety i niechętnie rozstawał się z nimi. Wynagrodzenie za trzy dni pracy. Srebrne „sówki” zmieniające właściciela ulatywały prosto do przepastnych kieszeni Milosa. "Rożen" pozostał w jego ręce.

Człowiek w białej todze czekał, niecierpliwy tego, co będzie dalej. Milos, wyraźnie rozluźniony, znowu stał się tym samym wesołym facetem, którym był przed chwilą. Zaśmiał się donośnie,  kolejny raz odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę widać było tylko jego drgające nozdrza i szeroko otwarte usta, ukazujące szereg równych zębów oraz czerwony od wina język. Chwilę trwało, nim się opanował. Kiedy przestał się śmiać, uniósł dłoń, w której znajdował się obol, uniósł ją wysoko w górę i powolnym ruchem położył go sobie na lekko rozchylonych wargach. Głowę nadal miał odchyloną do tyłu. Zamknął oczy, skrzyżował dłonie na piersi i zastygł w bezruchu. Trwał tak dłuższą chwilę, a jego towarzyszowi przemknęło przez myśl, że teraz bardziej przypomina posąg niż żywą istotę. Liść z drzewa oliwnego spadł mu na czoło. Otworzył wtedy oczy, schował monetę do kieszeni, pozwalając jej złączyć się z poprzedniczkami i mrugnął do zszokowanego i rozgniewanego mężczyzny. 

- Poznałeś moją tajemnicę. Pamiętaj tylko, że nikt nie może się dowiedzieć! Mówię śmiertelnie poważnie!


Pogroził mu palcem, w geście bardziej zabawnym niż groźnym i odszedł chwiejnie, zataczając się w kierunku biesiadników radośnie rozmawiających na drewnianej ławie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo