Przejdź do głównej zawartości

Trochę o perspektywie

Ostatnie parę miesięcy spędziłem dosyć ciekawie. Dużo się u mnie pozmieniało. Przybył mi kolejny rok, ubyło sporo wagi, mam też wrażenie, że trochę bardziej na luzie zaczynam podchodzić do niektórych rzeczy, które wcześniej były dla mnie uciążliwe i nieciekawe. Przesiadłem się na rower, więc umysł też się trochę rozjaśnia. Zmieniłem motyw bloga, na taki ze zdjęciem domu, bo to jest w tym momencie czymś, co zaczyna się dla mnie bardzo liczyć. Zmieniliśmy mieszkanie z Karoliną (moją Ukochaną, jakby ktoś, kto mnie nie zna kiedyś trafił na ten wpis), na takie bez współlokatorów. Chwilowo więc jesteśmy bardziej "na swoim" i mega mi się to podoba. Ogólnie jest spoko, dążę do tego, żeby moje życie było bardziej stabilne niż pełne bodźców, ciekawy jestem jak na tym wyjdę.
Ciekawy jestem też paru innych rzeczy, takich jak to, po co my tak właściwie żyjemy. Czytuję sobie o tym, czym jest świadomość, jak działa życie, od najmniejszych, do największych fragmentów, które znamy i zauważam, że im więcej myślę o tym, czym jesteśmy, tym bardziej zauważam ludzi jako trybiki w wielkiej maszynie, jaką jest Wszechświat. No, może nie do końca trybiki, ale to chyba najlepiej opisuje to, co próbuję przekazać. Masa osobnych światów, zlepek wielkiej ilości komórek, cząsteczek, zlepionych w całość na krótką chwilę, w której jednocześnie trzeba pracować dla siebie, ale też funkcjonować jako wspólna całość. Im więcej się tym interesuje, tym większe widzę podobieństwo we wszystkim co nas otacza. Elektrony ruszające się w podobny sposób wokół jąder atomów, jak planety wokół gwiazd, impulsy elektryczne przemieszczające się uderzająco u zwierząt i roślin, szlaki metaboliczne bakterii takie same jak komórek ludzkich, przykładów jest cała masa, to tylko niektóre, które od razu mi się narzucają. A co w tym jest najlepszego? Że całe to podobieństwo to tylko wrażenie. Kwestia perspektywy. Można powiedzieć, że wszyscy ludzie wyglądają tak samo, jeśli patrzymy na nich pod względem budowy anatomicznej, że komórki poszczególnych tkanek wyglądają tak samo u wszystkich ludzi, że wszyscy tak samą śpią, jedzą, oddychają, defekują. Można mówić, że wszyscy demokraci, kapitaliści, czy socjaliści w obrębie swoich grup mają te same przekonania, te same wartości. Ale czy to jest prawda? Według mnie nie. Dobrze jest sobie upraszczać, bo bez tego nie dalibyśmy rady w natłoku informacji, ale sztuką jest upraszczać świadomie. Często nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że coś widzimy w uproszczeniu, zauważamy to dopiero w momencie, w którym dowiadujemy się czegoś nowego na temat rzeczy, która dotychczas była dla nas oczywista. Dajmy na to oddychanie. Oddychanie jest oczywiste, prawda? Wdychasz powietrze, wydychasz powietrze. Co tu kombinować, każdy to robi i każdy to umie robić, od kiedy się urodził. Jak byłem dzieckiem oddychanie kojarzyłem tylko i wyłącznie z wdychaniem i wydychaniem, powtarzanym w kółko, bo jak się przestaje, to robi się sinym. Sprawa się trochę komplikuje, kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że oddychanie to jednak coś więcej. Harmonijna współpraca mięśni oddechowych, pracujących non stop, wtłaczających oczyszczone z mikroskopijnych zanieczyszczeń powietrze zawierające tlen do płuc, które, zależy jak na nie spojrzeć, zawierają tysiące oskrzelików, miliony pęcherzyków płucnych i jeszcze więcej pneumocytów. Idźmy dalej, te miliony pęcherzyków wyścielone są włośniczkami, które transportują zebraną z całego organizmu krew, bogatą w krwinki zawierające hemoglobinę z przyłączonym dwutlenkiem węgla, umożliwiając pozbycie się CO i przyłączenie tlenu, który to tłoczony jest z krwią dalej, do obiegu przemieszczającego się do komórek organizmu. Widzicie już dokąd zmierzam? Ale to nie wszystko, w końcu oddychanie zachodzące wewnątrz każdej z bilionów(!) komórek i nie polega tylko na zabieraniu tlenu i oddawaniu dwutlenku węgla. Wewnątrz tych komórek dochodzi do trzech etapów oddychania wewnątrzkomórkowego, glikolizy, cyklu Krebsa i łańcucha oddechowego, a każdy z nich wymaga wielu poszczególnych enzymów, reakcji, utleniaczy, produkuje odmienne związki, a nawet zachodzi w innych miejscach w komórce. Co ciekawsze, powstające tam związki używane są potem w szeregu innych przemian, a nawet mogą mieć różne źródła pochodzenia. Ale, nie wnikając dalej, możemy spojrzeć z innej perspektywy- oddychanie może być też analizowane z tej bardziej makroskopowej strony. Na przykład na sam sposób oddychania w taki, a nie inny sposób polecany jest podczas medytacji, ćwiczeń fizycznych, próbach uspokojenia się. Można oddychać przecież szybciej, wolniej, w specjalnie określonych odstępach czasu, albo naturalnie, jak nam organizm podpowiada. Możemy oddychać przez nos, przez usta, skupiać się na wydechach albo na wdechach, a jak chcemy to na jednym i drugim. Możemy patrzeć na dany sposób oddychania jako ruch społeczny, mamy, dajmy na to taki bretarianizm, związany z oddychaniem chociażby swoją nazwą, którego zwolennicy twierdzą chyba, że są roślinami (nie wnikam) i uważają, że nie potrzebujemy jedzenia i picia, żeby żyć, a energię czerpać można z tak zwanych biofotonów. Czytałem nawet o jednym z najbardziej słynnych bretarian, który nazywa się Prahlad Jani, który przez 10 dni był obserwowany non stop przez 30 kamer i rzeszę ludzi, przez ten czas nic nie jadł, nie pił i cały czas czuł się bardzo dobrze. 
No, ale ja tu się rozpisuję na ten temat, a tu nie o to chodzi. Chciałem pokazać, że możemy się zastanawiać nad oddychaniem na masę różnych sposobów, analizować przez dłuższy czas, możemy je badać i nigdy nie będziemy na sto procent pewni, że wiemy już o tym wszystko. Nawet dwa wdechy, które wzięliście jeden po drugim podczas czytania tego zdania nie były takie same. Dlaczego więc nie podchodzimy do wszystkich rzeczy w ten sposób? Wiedząc, że uproszczenia są nam potrzebne, używając ich, ale zdając sobie również sprawę z tego, że pod totalnie każdym konceptem, pod jakimkolwiek, nawet najbardziej błahym pojęciem może kryć się cały świat, a może i nawet wiele przenikających się uniwersum. Zastanówcie się nad tym przez chwilę, a może otworzy się dla was ta studnia. Tyle ode mnie, *mic drop*. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek