Miałem nic nie pisać, ale właściwie to jak już mania, to pełną parą. Zastanawiałem się długo, jak powinienem pisać, co powinienem pisać i jakby było najlepiej, żeby to była ogromna spójność, żeby nikogo nie urazić, a w ogóle to najlepiej, jakby wszyscy chcieli mnie czytać, żebyśmy razem w rozwoju sobie trwali, zamiast w marazmie spędzali dzień za dniem. Myślałem nie wiadomo jak mocno, co by tu zrobić, żeby było ciekawie ale i pożytecznie. Ale wiecie co? Jak czasem coś walnie w głowę, to może być i nieprzemyślane, i absurdalne, może mało zrozumiałe. Czy to gorzej, czy nie, kwestia sporna, w każdym razie chciałbym sobie jakieś takie wynurzenia prosto z siebie pouskuteczniać, chociaż tak przez chwilę. Boli mnie wiele rzeczy. Bolą mnie łopatki jak się źle wyśpię, boli mnie głowa, często pieką oczy. Ale najbardziej mnie boli to, że jest tak dużo dobrych ludzi, którzy są traktowani źle. Przez ludzi, przez rodzinę, przez społeczeństwo. Sam się do tego przyczyniam, nie będę z siebie robił nie wiadomo kogo. Próbuję na bieżąco działać i zmieniać się chociaż trochę na lepsze każdego dnia, ale do zarzucenia mam sobie sporo. Każdy z nas ma. Ale czy to powinno tak wyglądać?
Oczywiście, że tak. Najgorsze co może być, według mnie, to trwanie w byciu sobie takim, jakim się jest. Ludzie potrafią przez lata pozostawać tymi samymi ludźmi, nic się nie zmieniać, bo jest wygodnie, wesoło, fajnie i stabilnie. Bądźmy sobie wobec innych beznadziejni, zjedźmy kogoś z błotem, pokrzyczmy albo pooceniajmy, a potem z pieśnią na ustach idźmy zagłuszać wyrzuty sumienia alkoholem, wysiłkiem fizycznym, imprezami albo muzyką. To nie jest raczej wybitnie dobra droga rozwoju, nieprawda? Boimy się być sami ze sobą, nie możemy trwać w ciszy, zagłuszając ją wszelakimi rzeczami, rzucając się w wir pracy, albo wręcz przeciwnie, oddając przyjemnościom niczym imitacje najlepszych hedonistów. A ja mówię dość. Zatrzymajcie się na chwilę. Usiądźcie, dajcie ponieść myślom, nawet tym najgorszym, które budzą w nas niezgodę i złość, na siebie, na świat, na innych. Za to, że nas ktoś skrzywdził, za to, że my krzywdzimy, za to, że nie może być tak jak sobie wymarzyliśmy, że powinno być, za to że wiecznie nie ma czasu, że wiecznie nowy problem staje nam na drodze do szczęścia, za to, że świat się kończy, albo że nie chce się skończyć, mimo tego, że usilnie czekamy. Co by to nie było, wywołuje zmarszczki na naszych osobowościach. Zamiast zagłuszać te głosy w głowie, lepiej ich posłuchać przez chwilę. Zastanowić się. Skąd się pojawiły, jaki jest powód. Bo jeżeli jest powód, jeżeli jest jakiś problem, musi się znaleźć też i rozwiązanie. Wyjdźmy ze swojej strefy komfortu, unurzajmy się chwilę w swoim błocie, a kto wie, może to zmieni życie na lepsze, popchnie na nowe tory, albo pozwoli wrócić na dobre tory, z których zły chochlik maszynista zepchnął nas kiedyś, bawiąc się zwrotnicą naszego losu. Nie ma sytuacji bez wyjścia, a tylko od Ciebie zależy, że właśnie teraz postanowisz coś zmienić na lepsze.
BTW. Wtorek to dobry dzień tygodnia ;)
Oczywiście, że tak. Najgorsze co może być, według mnie, to trwanie w byciu sobie takim, jakim się jest. Ludzie potrafią przez lata pozostawać tymi samymi ludźmi, nic się nie zmieniać, bo jest wygodnie, wesoło, fajnie i stabilnie. Bądźmy sobie wobec innych beznadziejni, zjedźmy kogoś z błotem, pokrzyczmy albo pooceniajmy, a potem z pieśnią na ustach idźmy zagłuszać wyrzuty sumienia alkoholem, wysiłkiem fizycznym, imprezami albo muzyką. To nie jest raczej wybitnie dobra droga rozwoju, nieprawda? Boimy się być sami ze sobą, nie możemy trwać w ciszy, zagłuszając ją wszelakimi rzeczami, rzucając się w wir pracy, albo wręcz przeciwnie, oddając przyjemnościom niczym imitacje najlepszych hedonistów. A ja mówię dość. Zatrzymajcie się na chwilę. Usiądźcie, dajcie ponieść myślom, nawet tym najgorszym, które budzą w nas niezgodę i złość, na siebie, na świat, na innych. Za to, że nas ktoś skrzywdził, za to, że my krzywdzimy, za to, że nie może być tak jak sobie wymarzyliśmy, że powinno być, za to że wiecznie nie ma czasu, że wiecznie nowy problem staje nam na drodze do szczęścia, za to, że świat się kończy, albo że nie chce się skończyć, mimo tego, że usilnie czekamy. Co by to nie było, wywołuje zmarszczki na naszych osobowościach. Zamiast zagłuszać te głosy w głowie, lepiej ich posłuchać przez chwilę. Zastanowić się. Skąd się pojawiły, jaki jest powód. Bo jeżeli jest powód, jeżeli jest jakiś problem, musi się znaleźć też i rozwiązanie. Wyjdźmy ze swojej strefy komfortu, unurzajmy się chwilę w swoim błocie, a kto wie, może to zmieni życie na lepsze, popchnie na nowe tory, albo pozwoli wrócić na dobre tory, z których zły chochlik maszynista zepchnął nas kiedyś, bawiąc się zwrotnicą naszego losu. Nie ma sytuacji bez wyjścia, a tylko od Ciebie zależy, że właśnie teraz postanowisz coś zmienić na lepsze.
BTW. Wtorek to dobry dzień tygodnia ;)
Komentarze
Prześlij komentarz