Przejdź do głównej zawartości

Motywacja

Ostatni czas nie był zbyt łatwy dla mnie. Brakło mi motywacji do robienia czegokolwiek. Dużo odpoczywałem, nie zajmowałem się niczym konkretnym, bo, przyznaję się bez bicia, nie chciało mi się za bardzo przeciążać swojej głowy, w której wykreowałem sobie listę towarzyszących mi problemów. Na szczęście udało mi się zauważyć, że strona, w którą zmierzać będzie moje życie wtedy, gdy nadal będę oddawał się słodkiemu lenistwu nie jest tym kierunkiem, którym chciałbym świadomie i dobrowolnie podążać. Przez ten czas, w którym nie robiłem nic, poza absolutnymi obowiązkami zrobiłem jednak coś wartościowego. Karolina wyjechała na parę dni do Kielc, a ja zostałem na dwa wieczory całkowicie sam, z myślami krążącymi po zakątkach mojego umysłu niczym malutkie bombowce, zrzucające na całe ciało nastrój marazmu i wszechogarniającej chandry. Przez calutkie dwie doby oddawałem się myśleniu na temat mojego życia i stwierdziłem, że jestem cholernie niezdecydowany. Tak jakby każda ścieżka rozwoju cicho szeptała "przyjdź do mnie, ja jestem najlepsza", a ja stałbym na rozdrożu bawiąc się dziecięcą wyliczanką i podążając za pierwszym lepszym wyborem, licząc podświadomie na to, że właśnie ten okaże się być najlepszym dla mnie. Taka prawda, że bardzo interesuje mnie strasznie dużo rzeczy, tak dużo, że nie umiem ich zliczyć, nie umiem ich określić i zajmuję się wszystkim po trochu,  rozwijając się teoretycznie w każdą stronę, ale niestety, sprawia to, że też ledwo zajmę się czymś, mrugnę parę razy i już znikąd pojawia się pięć nowych, znacznie bardziej ciekawych rzeczy. Nawet teraz jak to piszę, zajmuję się jednocześnie słuchaniem muzyki i gubieniem co trochę wątku... Nie jest to zbyt miłe, patrząc na to, że oczekuje się od człowieka, iż będzie on całkowicie uporządkowanym, wiedzącym co chce robić w życiu osobnikiem. Ja chcę robić wszystko, a to skutkuje wielkim niezdecydowaniem i czuciem się niezręcznie z podejmowanymi decyzjami. Skoro za każdym razem, gdy coś mnie zainteresuje, zaraz pojawia się coś nowszego i lepszego, to jakże mógłbym zajmować się np. jedną gałęzią nauki do końca moich dni? Skąd mam wiedzieć, czy mi się to za chwilę nie znudzi, nie okaże się być mniej pociągające niż coś innego? Ciężko, oj, ciężko jest w takim wypadku myśleć o tym, czy właśnie to, co będę robić zapisze mnie jakoś w historii ludzkości. A chciałbym, w ten nieskromny, nieprzystający wszakże młodemu osobnikowi sposób wyrwać dla siebie troszkę uwagi od całej ludzkości, która stąpa i stąpać będzie po naszej kochanej Ziemi (potem pewnie i innych planetach), tworząc coś, o czym będzie się mówić, jakie to nie jest innowacyjne i rewolucyjne.
Nie wszystko jest jednak stracone, moi drodzy towarzysze! Odkryłem u siebie parę rzeczy, które w znacznym stopniu ukształtowały mój światopogląd i, można by rzec, iż ukierunkowały mnie w pewnej kwestii.

 Od małego uwielbiam naturę. Uwielbiam wszystko co żywe, co rusza się, co ma jakikolwiek potencjał w byciu niecodziennym. Nigdy nie jestem w stanie spojrzeć obojętnie na przechodzącego obok mnie żuczka, czy chociażby kota lub psa. Jest u mnie taka jedna zasada: jeśli się ruszasz, znaczy to, że jesteś na tyle dziwnym wytworem natury, że przykuwasz moją uwagę i nie sposób, żebym nie zatrzymał się i pokontemplował krótką chwilę nad tym, jakie to wspaniałe jest, że na świecie istnieje taka różnorodność form żywych! Nie wiem, co sprawiło, że wybrałem sobie do studiowania biotechnologię medyczną, ale jest to ta część nauki, która dla mnie pozostaje po prostu zagadką. Nie potrafię jej zdefiniować, jako czegoś konkretnego, a dobór zajęć na pierwszym roku studiów także jest niezmiernie tajemniczy i zastanawiający, jako, że mamy tutaj rozstrzał od matematyki, przez fizykę, biofizykę, chemię, filozofię, dumnie brzmiącą nazwę społeczeństwo ryzyka biomedycznego, aż po anatomię i fizjologię, można by powiedzieć, że jest to takie rozszerzenie liceum, kształtujące człowieka znów  w każdym kierunku i nie dające mu się określić. Wciąż za mało wiemy o życiu, jesteśmy za młodzi, żeby jakkolwiek zaistnieć, więc mamy się rozwijać dalej i dalej, i dalej. Dla mnie spoko, lubię to robić, nie muszę się określać, co będę robił w przyszłości (NADAL), choć z drugiej strony jest to przytłaczające, fajnie byłoby mieć jakiś plan, cel w karierze naukowej. Na razie pozostaje to otwartą kartą. Myślę też o pójściu na filozofię i waham się niezmiernie, bo nie wiem, czy dam radę na dwóch kierunkach jednocześnie. Możliwe, że to odłożę jakoś w czasie, ale pewien nie jestem.

Uwielbiam czytać książki. Zagłębiać się w niezliczonych fantastycznych historiach o dzielnych wojownikach, wspaniałych magach, sławnych mędrcach, czy pięknych księżniczkach, przeżywać razem z nimi wzloty i upadki, wędrować po nieodkrytych przez nikogo wcześniej krainach, żeglować, latać, czy w inny sposób przemieszczać się, wyobrażać sobie co bym zrobił, gdybym był głównym bohaterem, albo jakbym zachował się jako jakaś nieznacząca na pierwszy rzut oka postać epizodyczna. Ale niekoniecznie bohaterami powieści muszą być ludzie, wspaniałe są także te utwory o zwierzętach, bestiach i potworach! Z drugiej strony, nie ma co faworyzować tylko powieści i historii, lubię też wiersze, wszelaką poezję, lubię poradniki, podręczniki, księgi religijne, cokolwiek, niestraszna byłaby dla mnie książka o przycinaniu sierści niedźwiedziom polarnym, a jak jestem zdesperowany, to i etykietką domestosa nie pogardzę. Chciałbym jakoś przełożyć to na sposób na życie, myślę intensywnie o tym, żeby napisać jakąś książkę i wziąć tym samym udział w rozwijaniu wyobraźni wśród moich rówieśników, nigdy przecież nie wiadomo, kiedy się to przyda. Niestety, paręnaście wcześniejszych projektów pisania książki spaliło na panewce, większość z dość trywialnego powodu (pisałem, gdy byłem zbyt młody i nie znałem się totalnie na niczym), a ostatni, poważny już materiał odszedł razem z resztą plików, które znajdowały się na dysku mojego laptopa, proszę więc o wyrozumiałość i nieobrzucanie mnie zgniłymi warzywami z tego powodu, że nie robię tego co powinienem. Świat na mnie czeka, on jest cierpliwy, w przeciwieństwie do mnie.

Także znalazłem dobry sposób na to, żeby poradzić sobie jakoś z lekkim emocjonalnym dołem, który był mi kompanem przez ostatni czas, biorę się w garść, koniec opieprzania się i do roboty! Trzymajcie kciuki, żebym miał motywacje do pisania i nauki, bo jej poziom jest u mnie ostatnio strasznie niestabilny. Trzymajcie się ciepło i do usłyszenia!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stworzyłem książkę dla dzieci wykorzystując AI

 Sztuczna inteligencja (AI - artificial intelligence) stała się ostatnimi czasy nad wyraz popularna. I trudno się dziwić. Rzadko się zdarza, żeby jakiś wynalazek miał w końcu tak wiele zastosowań. Jest ona wykorzystywana w ogromnej ilości przypadków, od programowania, przez medycynę i finanse, po pracę kreatywną, jak na przykład tworzenie grafiki. AI jest ostatnio odpowiedzialne między innymi za diagnozowanie u pacjentów schizofrenii za pomocą analizy obrazów, z większym powodzeniem niż lekarze, tworzenie botów do inwestowania dających lepsze wyniki niż profesjonalni traderzy, pisanie gotowych schematów stron internetowych, czy tworzenie zaawansowanych grafik na podstawie zadanego tekstu w bardzo krótkim czasie. Wspaniale, prawda?    To zależy.  Po spopularyzowaniu AI od razu podniosły się głosy ludzi, których branża została przez nie usprawniona: Czy sztuczna inteligencja zabierze nam prace? Czy skończy się to wdrożeniem w życie scenariuszem rodem z Terminatora? A może jedyne do czego

Czy na pewno wiesz kim jesteś?

  Przeczytałem ostatnio o teorii mówiącej o tym, że obraz dotyczący naszej osoby różni się w zależności od tego, kto jest jego odbiorcą.      Inaczej mówiąc, Pani kasjerka w sklepie, którą widzisz przez krótką chwilę raz na jakiś czas może odbierać cię jako zupełnie inną osobę, niż twoi znajomi, którzy zamiast prostego szkicu mogą wykreować w swoich głowach skomplikowany tryptyk, napakowany rozmaitymi szczegółami. Tak samo, jak inaczej widzą cię twoi rodzice, rodzeństwo (jeśli takie “posiadasz”), czy współpracownicy.      Co myśli o tobie bezdomny, który oceniając twoją prezencję postanowił zagadać, żeby zapytać o parę złotych? Możliwe, że jego mniemanie na temat twoich cech osobowości pogłębi się jeszcze, zapewniając mu przy tym gratyfikację pieniężną. A co jeśli jego teza zostanie brutalnie odrzucona, kiedy z okazji tego, że dziś twój dzień nie należy do najlepszych, odmówisz mu datku? Może do tego odpowiesz coś w nie do końca miłym tonie. Nie ukrywajmy, tezę dotyczącą twojej ugodo

Dzwonią dzwonki sań, ale to… listopad

       Nadeszła jesień, a razem z nią wszystkie jesieni przymioty. Zmianę było czuć już w samym wietrze, który z dnia na dzień z ciepłego, dającego krótką ulgę w upale, zamienił się w zimny i porywisty. Złote liście kłębiły się na ulicach, poruszane co i rusz to w jedną, to drugą stronę. Z nieba nieprzerwanie siąpił gęsty, klejący deszcz, z gatunku tych, których początkowo może i nie czuć, jednak z czasem podstępnie przenikają każde ubranie. Upalne dotychczas słońce zaczęło dawać zdecydowanie mniej ciepła, a jasna, błękitno złota pogoda ustąpiła odcieniom brązu, czerwieni i wszechogarniającej szarości. Jednak zimno, opadające liście, lśniące kasztany, pomarańczowe dynie i parująca w kubku słodka, mleczna kawa nie były jedynym, co przyszło z jesienią. Ludzie cieszyli się, wkładając na siebie swetry i wyciągając z szafy grubaśne koce, inni zacierali zziębnięte ręce i narzekali, pokasłując co i rusz. Nikt nie spodziewał się tego, co wkrótce miało nastąpić.      Zaczęło się niewinnie. Niek