Przejdź do głównej zawartości

Słowo na dziś

Czas odstawić na moment ten nadęty język, którym posługuję się, kiedy próbuję cokolwiek przekazać z tego, co kryje się wewnątrz mnie i pragnie wyjść na światło dzienne. Powód jest dość trywialny, mianowicie nie mam totalnie weny do pisania. Robię co mogę, a mimo to, zaczynając dany temat tak strasznie odchodzę od tematu, że ciężko jest mi do niego powrócić. Rozumiecie, to tak, jakby ktoś opowiadał Wam o tym, jak powodzi mu się w nowej pracy, a po dwóch zdaniach zaczął mówić o zajmowaniu się hodowlą jedwabników. No więc zostawiam to na trochę, aż mnie znowu natchnie. Łatwiej jest puścić wodzę fantazji i pisać niezwiązanie o wszystkim co przychodzi do głowy. No więc tak:

 Mam ostatnio straszną zajawkę na morskie klimaty. Codziennie na wieczór puszczam sobie szanty i wyobrażam, jakby to było, stać sobie na pokładzie statku, w pełnym słońcu, który miło łechce skórę, wykonywać swoje obowiązki, a podczas tego w totalnym zmęczeniu znajdować radość z otaczającego środowiska, wszechogarniającej wody, monotonnej, acz porywającej w swej prostocie. Wpadają mi wtedy do głowy urywki książek, które czytałem, a były związane z wodą, filmy, a nawet zdarza się, że zaplącze się jakieś wspomnienie z dzieciństwa i dni młodzieńczych (które nadal trwają), kiedy to płynąłem kajakiem, łódką albo promem. Zawsze też mam tak, że jak mój mózg ustawi się na daną rzecz, to wszystko dookoła nagle jest jakoś powiązane z tematem, o którym myślę trochę częściej niż o wszystkim innym. Z zasady wyznaję filozofię, by oddawać się licznym sugestiom, które pojawiają się jakby znikąd, ufać intuicji, a to skutkuje codziennym słuchaniem szant, oglądaniem gameplayów z gry Risen, a od wczoraj słuchaniem audiobooka "Karaibskiej krucjaty" Marcina Mortki. Oj, bardzo pobudza to wyobraźnię.

Na uczelni poznałem nowy kawał, który brzmi tak :
Spotkało się dwóch staruszków i rozmawiają
-Mam Parkinsona.
-A ja Dobermana.
Sam w sobie kawał jest strasznie słaby, jednak po powtarzaniu go w kółko, przy każdej okazji stał się naprawdę zabawnym elementem obyczajowym.

Zrobiłem dziś z moją ukochaną Karoliną na obiad amerykańskie naleśniki pancakes. Pierwszy raz od dawna było mi dane spróbować nutelli, a do tego mieliśmy okazję dobrze się bawić, robiąc razem z Nią nowe danie. Zawsze jestem ciekawy jak mi wyjdzie i próbuję zrobić jedzenie w jak najlepszy sposób, bardzo się więc starałem, tak bardzo, że podczas przekładania naleśników na patelni na drugą stronę i podrzucania ich, większość upadała jakoś kantem, sklejając się idealnie w połowie.

To tyle na dziś. Może i krótko, ale jak zawsze od serca. Mam nadzieję, że będziecie mieli miły poranek/południe/popołudnie/wieczór/noc. Trzymajcie się ciepło, życzę dużo uśmiechu i szczęścia!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cisza

Rozpraszam się. Rozmywam w oceanie zmysłów. Tulony przez ciszę. Próbuję odnaleźć siebie w istnieniu. Bo jeśli to nie Ja, ja nie jestem sobą, czy nikim się staję? Być nikim, jakież to podłe określenie. Odważnym, bezczelnym się lepiej tu żyje. Lecz paradoksalnie to w ciszy jest siła. Cisza potrafi kark ugiąć, duch złamać. Elektryzuje, przeraża i wciąga. W ciszy udaje się przejrzeć zasłonę Co w pustce schowana, porusza coś w duszy. To za nią jest światło.  To za nią trwa burza. Wieczna, elektryczna. Z oddali ją widać. Wyładowania i błyski, jak sztuczne ognie rozpalone o północy w Nowy Rok.  Zbliża się zmiana.  Już czuć, jak pachnie świeżością. Brand new. Wsiadaj i jedź. Siedzę na klifie, na granicy umysłu i patrzę się w pustkę. Fale nieświadomości tłoczą się leniwie, mimowolnie wyznaczając granicę pomiędzy tym, co znane, a tym, czego poznać nie sposób.  Wstaję. Chwiejnym krokiem cofam się powoli. Podchodzę do drzwi. Wyciągam rękę,...

W którą stronę siejesz wiatr?

Jedno pytanie, nad którym myślę, że warto się zastanowić:  W którą stronę siejesz wiatr?  Właśnie z tej strony powróci do Ciebie burza.  Zastanów się dobrze, gdzie kierujesz swoją uwagę, Na co wykorzystujesz swoją energię.

Karuzela strachu

 Najpierw okropnie się boisz. Potem bierzesz głęboki wdech. Witasz się z lękiem, opanowujesz Wyciągasz swą rękę i oswajasz nieco.  Nawet się uśmiechasz, choć trochę półgębkiem, Nieśmiało tak jakoś, na wspomnienie przeżyć,  Co z przeszłości wzięte witają cię w progu.  A potem znów jazda, bo zataczasz koło.  Musisz się nauczyć czyszczenia historii. Jak tego nie zrobisz, to skończysz jak derwisz. Wirując jak Wszechświat,  Strachem pochłonięty.